Skąd czerpać motywację?

Skąd czerpać motywację?

Gdybyśmy urzeczywistniali na co dzień chociaż część poczynionych planów i kiełkujących pomysłów, bylibyśmy ludźmi o wiele bardziej spełnionymi, a przy okazji mądrzejszymi, bo bogatymi w wiele doświadczeń. Tymczasem… wszystkie te wspaniałe cele, o których nieraz tak intensywnie myślimy, pozostają w naszych głowach. Nie wypuszczamy ich poza obręb wyobraźni, bo brakuje nam ku temu motywacji. Śmierć motywacji, to śmierć tych planów. Dopiero gdy ją w sobie wskrzesimy, damy życie naszym celom i pomysłom.

Wybiegajmy w przyszłość

Brak motywacji odbija się nie tylko na dalekosiężnych planach i odważnych pomysłach, ale także, a może przede wszystkim, na naszych codziennych obowiązkach. To, co mamy zrobić dziś, odkładamy na jutro, a gdy już się za to zabierzmy, pracę wykonujemy zbyt długo i bez krzty zapału. Jak się zmotywować?

Najlepszym sposobem jest uświadomienie sobie, co zyskamy wypełniając obowiązki w zaplanowanym terminie. Na pewno będzie to coś więcej niż tylko święty spokój. Po pierwsze, zyskamy uczucie odprężającej satysfakcji, a po drugie – czas. Czas będziemy mogli poświęcić na co tylko zapragniemy. Począwszy od leniuchowania, przez spotkanie z przyjaciółmi, a skończywszy na aktywnym wypoczynku. Myślenie o tych przyjemnych chwilach, które możemy mieć dla siebie, powinno być wystarczająco motywujące. I odwrotnie – wizja tego, co niewątpliwie stracimy lub czego nie uda nam się osiągnąć, jeśli nie weźmiemy się w garść, równie skutecznie nas zmobilizuje. Przykład: gdy nie zaczniemy w końcu trenować, nie osiągniemy pięknej sylwetki, której inni będą nam zazdrościć, podupadniemy w dodatku na zdrowiu, stracimy dobrą kondycję i samopoczucie.

Nie spieszmy się

Dobre nastawienie to podstawa. Załóżmy, że udało nam się je zbudować. Teraz wystarczy zabrać się do pracy. Może się jednak okazać, że w trakcie stracimy zapał, bo cel, jaki sobie postawiliśmy nas przerasta. Z jednej strony, to źle, bo powinniśmy mierzyć siły na zamiary, z drugiej jednak, zazwyczaj nie doceniamy samych siebie. Cele przerastają nas, bo się ich boimy i nie wierzmy w siebie, ale to nie znaczy, że nie jesteśmy w stanie ich osiągnąć. Zazwyczaj bowiem ograniczenia, które dostrzegamy, są wytworem naszej wyobraźni.

Tylko od nas zależy, kiedy dowiemy się, że tak naprawdę nie istnieją. To już niestety nie tylko kwestia samego nastawienia, ale głównie doświadczenia – musimy się o tym przekonać, dotknąć tego, poczuć. Róbmy to stopniowo, cierpliwie, dzieląc swój najważniejszy cel na mniejsze i bardziej dostępne, takie, które jest łatwiej dotknąć, ogarnąć. W ten sposób szybciej przekonamy się o własnych możliwościach i nie stracimy wiary w siebie. Nie porzucajmy wielkich planów – realizujmy je małymi krokami. I wyobrażajmy sobie tę chwilę, w której osiągniemy nasz najważniejszy cel. Jacy wtedy będziemy? Jakie uczucia będą nam towarzyszyć?

Organizacja pracy

Jeżeli mamy poważny problem z mobilizacją na co dzień, starajmy się ułatwić sobie wykonywanie pracy. Gdy już podzielimy obowiązki na mniejsze części, po wypełnieniu każdej, nagradzajmy się. Ustalmy, że po godzinie pracy przeczytamy kilka rozdziałów książki, zjemy coś dobrego lub w spokoju wypijemy herbatę w ogrodzie. Potem znów przystępujmy do pracy. Traktujmy przerwy jak odpoczynek. O wiele bardziej produktywni będziemy odpoczywając od czasu do czasu, niż pracując bez wytchnienia przez kilka godzin. Gdy już uda nam się wykonać całość, wtedy również, w dowolny sposób, wynagrodźmy sobie wysiłek i cierpliwość.

Aby nie stracić mobilizacji, zadbajmy o odpowiednie środowisko pracy. Niech będzie czyste i uporządkowane i niech znajduje się z dala od spraw, które mogą nas rozpraszać. Dlatego, jeżeli pracujemy w domu, wyjdźmy do biblioteki, kawiarni lub razem ze znajomym, który jest w podobnej sytuacji, zorganizujmy sobie biuro. Obecność innych osób naprawdę mobilizuje do działania. Co innego obijać się we własnych czterech ścianach, a co innego, gdy ktoś siedzi obok i sam wytrwale pracuje.

Ja też potrafię

Rzeczywiście, inni ludzie mogą mieć niesamowity wpływ na jakość naszej pracy. Nie tylko kolega z biurka obok, który nieświadomie pełni rolę strażnika mobilizacji. Także osoby, których osobiście nie znamy są takimi strażnikami. Mogą to być nasi ulubieńcy z mediów lub szanowane persony z branży, o których wiemy, że ciężką pracą i pasją osiągnęli sukces, zrealizowali swoje cele. Myślmy o nich i utwierdzajmy się w przekonaniu, że skoro im się udało, często mimo początkowych porażek, to my również dopniemy swego.

Przypatrywanie się gwiazdom z mediów nie jest zbyt przekonywujące? W takim razie rozeznajmy się we własnym środowisku, pomyślmy o znanych nam ludziach, których podziwiamy za ich pasje, szerokie zainteresowania, sukcesy zawodowe i osobiste. Zobaczmy siebie samych na ich tle. Z jedną tylko uwagą – zamiast zazdrościć, powiedzmy sobie, że nas także stać na więcej. Nie czujmy się przyćmieni przez innych, raczej niech ich sukces dodaje nam skrzydeł.

W poszukiwaniu pasji

„Jeśli kochamy to, czym się zajmujemy, nie przepracujemy ani jednego dnia”. Podobnie jest z mobilizacją – do wypełniania obowiązków, podejmowania nowych działań, rozwijania zainteresowań – jeśli kochamy to, co robimy, nie będziemy zastanawiali się nad tym, skąd ją czerpać. Dlatego, parafrazując znaną kwestię filmową, odpowiedzmy sobie na pytanie: co chcemy w życiu robić? I zacznijmy to robić. Wtedy nie będziemy już zastanawiać się nad tym, gdzie szukać mobilizacji. Jeżeli zaś ustawicznie nam jej brakuje, to znak, że trzeba coś w życiu zmienić.

Vitalogy
ADMINISTRATOR
PROFILE