Dojadanie po dzieciach – nie musisz tego robić!

Dojadanie po dzieciach – nie musisz tego robić!

Dzielenie posiłku ze swoim dzieckiem to dobra praktyka, choć bardzo często wywrócona do góry nogami. Rodzice notorycznie zjadają to, czego nie chcą już ich dzieci. Czym skutkuje ten zwyczaj i jak się go pozbyć, a jednocześnie nie musieć wyrzucać jedzenia do kosza?

Dzieci z reguły nie zjadają wszystkiego, co ląduje na ich talerzach. Mają w końcu do tego prawo – same wiedzą najlepiej, kiedy są już najedzone. Trudno namówić je też do tego, aby zjadły coś, co budzi ich niechęć lub wygląda mało apetycznie. Co robi przeciętny rodzic, gdy widzi ledwo tknięty dziecięcy posiłek lub porzucone ziemniaki? Bardzo często sam je zjada, choć jego organizm wcale nie potrzebuje dodatkowych kalorii.

Dlaczego dojadamy po dzieciach?

Powody dojadania mogą być różne, ale z reguły chodzi tu o ekonomię – większości rodzicom zwyczajnie szkoda wyrzucać niezjedzone posiłki. Problem pojawia się zarówno podczas konsumpcji w domu, jak i przy okazji jedzenia na mieście. Odruch dojadania po dziecku w gruncie rzeczy świadczy o nas dość dobrze. Nie chcemy, by marnowała się żywność i wydane na nią pieniądze.

W praktyce jednak czyszczenie talerza po najmłodszych biesiadnikach może przynieść nam kilka niechcianych konsekwencji. Pierwszą z nich i najczęstszą jest nadwaga. W momencie, w którym przejmujemy talerz dziecka, najczęściej jesteśmy już po swoim posiłku i nie potrzebujemy więcej, by zaspokoić głód. Spożywamy jednak dodatkowe kalorie, nie myśląc o bilansie energetycznym. To bardzo prosta droga do utraty kontroli nad swoją wagą.

Dokańczanie posiłków po dzieciach ma też wątpliwy aspekt higieniczny. Rodzice i tak są na co dzień blisko swoich pociech, a jedzenie nadgryzionej wcześniej kromki czy wypicie resztki zupy wyjątkowo sprzyja roznoszeniu się bakterii i wirusów.

Jak ograniczyć marnowanie żywności?

Być może nie wszystkie składniki dania, których nie zjadło dziecko nadają się do kosza. Jeśli nie tknęło marchewki, zostawiło ziemniaki lub nie skusiło się na ryż, to z pewnością te nienaruszone porcje da się jeszcze wykorzystać. Co innego, gdy maluch zdążył już pomieszać ze sobą wszystko i stworzył nieapetyczną papkę. W celu ograniczenia dziecięcej wyobraźni podczas posiłków, możemy też nakładać sobie i dzieciom mniejsze porcje. Jeżeli maluch zechce więcej, z pewnością poprosi o dokładkę.

Aby nie marnować jedzenia, pozwólmy dzieciom podczas posiłków wybierać to, na co mają ochotę. Według zasad BLW (polskie tłum. – bobas luby wybór) wystarczy, że na stole wylądują różne rodzaje zdrowych produktów, a dziecko samo skomponuje sobie z nich posiłek. Unikajmy też częstowania maluchów jedzeniem w formie papek, pochodzącym ze słoiczków.

Nie miksujmy każdego rodzaju posiłku, nawet gdy mamy bardzo małe dziecko. Pokarmy ze słoiczków mogą być dobrą opcją awaryjną, np. podczas wyjazdów, ale na co dzień utrudniają maluchom poznawanie smaków i konsystencji jedzenia. Takie posiłki są nudne i bardzo często niesmaczne. W o wiele mniejszym stopniu budują pozytywne nastawienie dziecka do jedzenia, niż produkty podawane od początku w kawałkach.

Problem niezjedzonych potraw pojawia się również w restauracjach. Choć restauratorzy mają zwykle w zanadrzu menu dziecięce, te mniejsze porcje również bywają zostawiane na talerzach.
Rodzice nie muszą jednak korzystać z tych kilku mniejszych dań do wyboru, a wybrać dla siebie i dla dziecka zestaw, którym można się podzielić. Pociecha dostanie wówczas miskę i własny talerzyk, na które z talerzy rodziców nałoży sobie to, na co akurat ma ochotę. Zamówienie kilku dodatków powinno dać nam właściwą różnorodność.

Najwięcej jedzenia wyrzucamy po pełnych posiłkach. Śniadanie, obiad czy kolacja bardzo często pozostają niezjedzone do reszty. Jeśli nasze dzieci utrzymują tę tendencję, warto zastanowić się czy nie jedzą zbyt dużo między posiłkami. Przekąski, choć są niewielkie, mogą skutecznie zaspokoić głód malucha, a jeśli jest ich kilka, dziecko nie zmieści po nich większego posiłku.

Vitalogy
ADMINISTRATOR
PROFILE