Mniej znaczy więcej – co nam daje minimalizm?

Mniej znaczy więcej – co nam daje minimalizm?

Od jakiegoś czasu słyszy się to i owo o minimalistach. To ludzie, którzy porzucili większą część swojego dobytku i mają w posiadaniu nie więcej niż sto przedmiotów. Przynajmniej takie przekonanie utrwaliło się w powszechnej opinii, w której jednocześnie minimaliści mogą uchodzić za dziwaków. Bo jak to możliwie, że ktoś świadomie, z własnej, nieprzymuszonej woli pozbywa się większości posiadanych rzeczy i jest w dodatku z tego zadowolony? Skąd w ogóle bierze się to zadowolenie? Czy człowiek z natury nie dąży do tego, aby powiększać swój majątek, a nie uszczuplać go? Era konsumpcjonizmu z pewnością narzuciła nam takie podejście, tymczasem warto sprawdzić, co kryje się za alternatywą i dlaczego może się ona okazać dla nas lepsza.

Przeceniona wartość

Jak często odczuwasz otaczający Cię, uciążliwy chaos? Masz wrażenie, że Twoje życie oraz rzeczywistość są nieuporządkowane i nie masz nad nimi dostatecznej kontroli? Zastanów się, czy taki psychiczny dyskomfort nie bierze się przypadkiem z bałaganu, który sam sobie tworzysz, bałaganu w pojęciu dosłownym, materialnym. Powstaje on zwykle wtedy, gdy gromadzimy wokół siebie rzeczy bezużyteczne, powtarzalne i niefunkcjonalne, ale za to kolorowe, tanie i dające nam złudzenie bogactwa. Ponieważ są marnej jakości lub nie wiemy do czego ich użyć, zagracają tylko naszą przestrzeń. Po pewnym czasie zaczyna nam brakować miejsca na coś wartościowego i gubimy się, nie mogąc rozróżnić, co jest ważne, a co nie. Ten bałagan namacalny, biorący się z nadmiaru rzeczy, przekłada się niestety na bałagan psychiczny. Nasze cele przestają być przejrzyste, ulegamy komplikacjom, nie potrafimy dostrzec naprawdę ważnych spraw.

Pozbądź się balastu

Wiele osób, które uczyniły minimalizm swoim sposobem na życie, odczuwało właśnie omówiony dyskomfort psychiczny. Uporządkowanie sfery materialnej wokół siebie pozwoliło im na odnalezienie się w życiu. Przestali skupiać się na rzeczach, a zaczęli na przeżyciach.

Jeżeli chcesz zrobić to samo, pamiętaj, że nie musisz ograniczać się do stu rzeczy – ta liczba nie jest żadnym wyznacznikiem. W zależności od tego, czym się zajmujesz, jakie masz przyzwyczajenia i hobby, możesz potrzebować więcej przedmiotów. Chodzi tu głównie o to, aby odróżniać rzeczywiste potrzeby od bezpodstawnych zachcianek. I to nieprawda, że minimaliści bezceremonialnie wyrzucają swoje rzeczy. Z części z nich można przecież zrobić coś innego, pozostałe warto zaś sprzedać lub oddać. Każda nowo kupiona przez minimalistę rzecz jest bardzo przemyślana, uniwersalna, funkcjonalna, a przede wszystkim jakościowo dobra. Bo czy nie lepiej jest mieć mniej rzeczy doskonałej jakości, niż całą masę tandetnych zamienników?

Minimalizm nie kończy się na rzeczach – meblach, ubraniach, kosmetykach, akcesoriach, ale przenosi się również do sfery psychicznej. Mniej znaczy więcej i lepiej także na płaszczyźnie stosunków międzyludzkich – mniej przyjaciół, ale prawdziwych. To samo dzieje się z naszym codziennym życiem – mniej zajęć i obowiązków, ale wykonanych dobrze, mniej zainteresowań, ale za to takich, którym możemy poświęcić należytą ilość czasu (a przy tym mieć czas dla siebie).

Stawianie sobie takich pozytywnie rozumianych ograniczeń pociąga za sobą także podejście proekologiczne i ekonomiczne – dokonujemy rozsądnych zakupów, gotujemy zdrowo i nie marnujemy jedzenia. Prędzej zrobimy coś z niczego niż wydamy pieniądze na nowy produkt. Przede wszystkim jednak, do szczęścia nie potrzeba nam wszystkiego.

Vitalogy
ADMINISTRATOR
PROFILE